Bywają w życiu
bardzo trudne okresy, kiedy wali się cały misternie ułożony
świat. Właśnie w takim czasie napisałam poniższe opowiadanie.
Chociaż minęło
trochę lat, zdecydowałam się umieścić je na swoim blogu, jako
że czas temu sprzyja.
Dałam wtedy to
opowiadanie do przeczytania osobie która „sprawiła” że
pojawiło się ono w gazecie, w bardzo odległym rejonie Polski,
gdzie nazwisko moje zostało zniekształcone.
Wtedy nie
zabiegałam o sprostowanie mojego nazwiska, ani o honorarium. A
szkoda...
Dzisiaj dedykuję
je odwiedzającym mój blog!
Szczęśliwego
Nowego Roku!
DOTYK
GWIAZDY
Kupiła
ją kiedyś za naprawdę niewielkie pieniądze. Urzekała
prostotą i elegancją. Jedyny motyw dekoracyjny przyciągający
wzrok, to drobniutkie kryształki na wysokości biustu, które wspaniale
korespondowały z jej barwą, w kolorze dojrzałego wina i
połyskiwały w świetle, niczym kropelki rosy w słońcu.
-
Modelka! - powiedział sprzedawca gdy wyszła w niej z
przymierzalni.
-
Przesadza pan - uśmiechnęła się poprawiając wąziutkie naramki.
-
Nie przesadzam. Naprawdę! - uśmiechnął się sprzedawca.
Dzisiaj wyjęła ją z szafy i patrzyła na nią z rozrzewnieniem.
Nadal urzekała prostotą. Nadal była piękna. Szkoda. Że moda już
trochę inna i ona też już nie taka...
-
Kolor dojrzałego wina ... dotknęła sukienki. Tak określił
wtedy ten kolor sprzedawca sprzed lat.
-
A dojrzałe kobiety? - stanęła przed lustrem.
-
No właśnie! Jakie są dojrzałe kobiety? - powiedziała do swojego
odbicia w lustrze, przeczesując palcami włosy.
-
Gdzie byłaś ? - patrzyła w lustro. Gdzie byłaś przez tyle lat?
Tyle
razy umierała z bezsilności. Tyle razy. Tylko to serce. To
głupie serce, z narkotycznym wręcz pragnieniem,wciąż chciało
żyć!
W
szkole doceniano ją za talenty pisarskie, malarskie, plastyczne...
-
Wierzę w ciebie - mówiła polonistka. Naprawdę wierzę, że dożyję
czasów, kiedy ludzie z zapartym tchem, będą czytać twoje
książki.
Jeszcze
nie tak dawno widziała tę polonistkę. Wciąż żyje. Tylko ona
jeszcze żadnej książki nie napisała!
Owszem...
Zaczęła
kiedyś pisać k s i ą ż k ę. Nawet tytuł już miała!
A
potem? Czasami coś dopisywała. Żyła pochłonięta
domem, dziećmi, pracą. Problemami które wyrastały niczym
szczyty.
Najwięcej
problemów miała z tym Naj-Starszym...
-
Czy zrobić ci herbatę? - usłyszała głos męża i poczuła się
jak złodziej przyłapany na gorącym uczynku.
-
Zrób proszę - powiedziała cicho.
Zegar
tykał dziś jakby głośniej i serce też biło, tak jakoś inaczej.
Jeszcze
godzina i skończy się ten rok...
Co
przyniesie Nowy?
Zapaliła
świecę i splatając zziębnięte dłonie na szklance z gorącą
herbatą, wtuliła się fotel.
-
Czyja? - mąż wskazał głową na sukienkę.
-
Moja.
-
Twoja? Nigdy jej nie widziałem.
-No
właśnie , nie widziałeś. Bo to sukienka balowa, a my jeszcze
nigdy nie byliśmy na balu.
-
Wiesz. Kiedyś...w którejś tam klasie podstawówki, powierzono mi
zagrać rolę - Dziewczynki z zapałkami - O Boże, co to było za
przeżycie. Jak bardzo się bałam. Ale gdy wyszłam na scenę, tak
wczułam się w rolę tej dziewczynki, że nawet łzy na moich
policzkach były prawdziwe. Słone. Wzruszyłam rodziców,
nauczycieli. Wszyscy patrzeli na mnie z podziwem:
Nasza
gwiazda! - mówili.
Wyobraź
sobie że nawet kwiaty dostałam! A mój ojciec. Nie wiem czy z
wrażenia urósł. Czy może szedł na palcach ? Bo gdy
wracaliśmy do domu, wydawał mi się wyższy.
-
I wiesz co? Coś takiego do dzisiaj we mnie zostało, że zawsze gdy
widzę żebrzącego człowieka, czuję że wracam na scenę, do tej
- Dziewczynki z zapałkami.
-
Przepraszam - spojrzała na męża.
-
Czy ty mnie słyszysz?
-
Słyszę - powiedział znad gazety.
-
To dobrze że słyszysz. Bo tak mi się dzisiaj jakoś na gadanie
zebrało,że jeszcze coś muszę powiedzieć.
-
Pamiętasz. Opowiedziałeś mi kiedyś historię o chłopcu. O
chłopcu który znalazł... - przerwała na chwilę. - Który
znalazł...na parapecie wystawowego okna bułkę - westchnęła.
-
Mówiłeś, że było to krótko po śmierci twojej mamy. Że
uciekłeś z domu. Że nie jadłeś od kilku dni. Ile miałeś wtedy
lat?
-
Sześć czy siedem. Nie pamiętam.
-
Nie pamiętasz...
-
Już tyle razy chciałam tobie to powiedzieć. Tyle razy mnie
zawodziłeś. Tyle razy chciałam od ciebie odejść. I wiesz co?
Ile razy chciałam to zrobić, zawsze widziałam tego chłopca z
bułką, który przysiadł na parapecie, wystawowego okna.
-
I wiesz co jeszcze myślę? Myślę, że nadal tam siedzisz. Że
czekasz na kolejną bułkę... może na gwiazdkę z nieba. I mam
cholerne wyrzuty sumienia, że skrzywdziłam ciebie, bo podając tobie kolejne bułki nie pozwoliłam ci wydorośleć.
Spojrzała
na zegar. Dochodziła północ. Podeszła do niego i wyjęła mu z
rąk gazetę.
-
Nowy Rok chłopcze! Co ty robisz? Czytasz do góry nogami?!
Otworzyła
szeroko okno. Mroźne powietrze ścinało oddech. Strzelanina
mieszała się z biciem dzwonów i gdyby nie bajecznie kolorowe
mozaiki, kwiaty, dmuchawce i pióropusze spadających z nieba
sztucznych ogni, mogłoby się zdawać że wybuchła wojna.
-
Dziękuję tobie - powiedział cicho za jej plecami.
-
Za co? - spytała patrząc w niebo.
-
Za to że jesteś - przytulił ją.
-
Wiem, bułki nie spadają z nieba - szepnął.
-
Gwiazdy też - dodała.
Chociaż...Czasami...