Pochodzą z Chin, jak większość
rzeczy po które się dzisiaj sięga.
Miały i mają ładniutkie mordeczki i
chyba dlatego je „zaadoptowałam”. Dobrze że to dotyczy lalek a
nie ludzi i nie obrażą się jeśli napiszę że tułowia miały
pokraczne, prawie żabiaste i w dodatku były łyse. Wyposażyłam je
w nowe „ciałka”. Dałam im włosy, i chociaż buźki te same, to
jakby bardziej zadowolone. Może cieszą się, że Wielki Świat je
zobaczy.
„Zimowe”zdjęcia pochodzą z
ubiegłego roku, a pejzaż na tle którego się prezentują to obraz
namalowany moją ręką.
Czekamy na ładny puszysty śnieżek bo
„dzieciaczki” maja już saneczki!... tylko zima jakaś taka
niemrawa. Niedługo zimowe ferie, może i śnieżek poprószy i wtedy
z „górki na pazurki” bo „dzieciaczki” mi nie odpuszczą! :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz